Spękana twarz wiecznego wędrowca
Z początkiem z przymusu, niechcianym końcem
Na drogę wrzucony naiwny jak owca
Z czasem mądrzejszy, lecz ciało więdnące
Z kolejnym krokiem wiecznej podróży
Trakt swój odkrywa bez uprzedzenia
I choć męcząca, choć ciągle się dłuży
To on nie pragnie jej zakończenia
Krok pierwszy stawia z jasnym, czystym licem
Nieskazitelnym, lecz bez wyrazu
Ranione pyłem i wiatrów biczem
Nie stawi oporów im ani razu
Kolejne fragmenty trasy mijają
Lico zaczyna chłonąć powietrze
Bardziej odporne poliki się stają
Lecz tkwią w nich pyły niesione na wietrze
Im dalsze kroki, tym twardsza skóra
Tym więcej odbija i mniej przyjmuje
Lecz czasem zdarzy się rana, która
Pochłonie pył nowy, krew starą wypluje
I z każdą chwilą wiecznej wędrówki
Od jej zarania po kres nieuchronny
Pełniejsze pyłu oczy, spojówki
Wciąż w twarzy mniej siebie, a ciężar ogromny
Przechyla szyję zmęczoną drogą
Opuszcza lico, nie stawia oporu
Które już pyłem, nie skórą jest nową
Dotyka efektu iluzji wyborów
Wśród innych twarzy, wśród pyłów innych
Upada wędrowiec bez tożsamości
Wiatr życia kształtuje bek owiec niewinnych
I jednakowe wybiela ich kości
czwartek, 11 września 2014
środa, 10 września 2014
Już zawsze
Ostatnie promienie letniego słońca
Niczym Twój uśmiech gdzieś zanikają
Ostatnie ciepło wciąż w głębi się tlące
Wstrzymuje wspomnienia co przemijają
Niczym Twój uśmiech gdzieś zanikają
Ostatnie ciepło wciąż w głębi się tlące
Wstrzymuje wspomnienia co przemijają
Jak powiew ruchem Twej sukni wzbudzony
Jak nikły zapach Twojej bliskości
Letnie skowronki zastąpią wrony
Zimne krakanie miast wesołości
Jak nikły zapach Twojej bliskości
Letnie skowronki zastąpią wrony
Zimne krakanie miast wesołości
Trele słowika, szum trawy zielonej
Odejdą jak Twoje ciche westchnienie
Jak słońce w zenicie tak rozpalone
Twe serce, jedynie zbrukane sumienie
Odejdą jak Twoje ciche westchnienie
Jak słońce w zenicie tak rozpalone
Twe serce, jedynie zbrukane sumienie
Nadejdą wiatry i chłody jesieni
Co jak zarzuty nam dwojgu stawiane
Smagać nas będą do krwi czerwieni
Dwa ciała grzechem napiętnowane
Co jak zarzuty nam dwojgu stawiane
Smagać nas będą do krwi czerwieni
Dwa ciała grzechem napiętnowane
I hańbą okryły nas krzyki, wyzwiska
Szydercze spojrzenia, do drzwi kołatanie
Lub też strachliwa milcząca banicja
Co gorsza te Twoje conocne łkanie...
Szydercze spojrzenia, do drzwi kołatanie
Lub też strachliwa milcząca banicja
Co gorsza te Twoje conocne łkanie...
Nie mogłem pozwalać byś nadal cierpiała
By inni widzieli Twój smutek i słabość
Pragnąłem, by nadal złączone dwa ciała...
Gorące serce... Gorąca radość...
By inni widzieli Twój smutek i słabość
Pragnąłem, by nadal złączone dwa ciała...
Gorące serce... Gorąca radość...
Tyś teraz cicha, nie słyszysz już obelg
Tyś teraz chłodna, spokojna Twa wieczność
Jak Ciebie złożyłem, tak też się położę
Dwa ciała razem, już zawsze... Córeczko
Tyś teraz chłodna, spokojna Twa wieczność
Jak Ciebie złożyłem, tak też się położę
Dwa ciała razem, już zawsze... Córeczko
Subskrybuj:
Posty (Atom)